GV - WTR - VD czyli trzy szlaki, a i tak spać musieliśmy w krzakach...

 

    Chwilowo wprowadzone zdalne nauczanie zmobilizowało mnie do porządków na dysku, dzięki którym odnalazłem trochę tego i owego 🙂 I tak w ręce wpadły mi zdjęcia z naszej wycieczki do Kielc . . .

    Pociąg regionalny z wykupionymi miejscami na rowery. Jak się szybko okazało, dobrze, że na dworzec przyjechaliśmy pół godziny przed odjazdem i zajęliśmy miejsca. Pasażerów było tylu, że nawet "piesi" chcieli zajmować miejsca rowerowe...
Po niecałych trzech godzinach byliśmy na miejscu. Kielce niemiło zaskoczyły nas brakiem windy w tunelu pod peronami, ale jakoś wytargaliśmy po schodach obładowane rowery i szybko zapomnieliśmy o tej małej wpadce...
Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy szlakiem GreenVelo, który od samego początku przypadł nam do gustu. Przez centrum prowadził nas ścieżkami, ukazując uroki miasta by za jego granicą przerodzić się w opustoszałe drogi pełne spokoju i pięknej natury. Pierwszy dzień zakończyliśmy noclegiem na campingu Brzozowe Uroczysko nad jeziorem Chańcza...



























   Drugi dzień miał być tym, obfitującym w największe atrakcje, więc po szybkim śniadaniu ruszyliśmy w drogę.
Już po trzydziestu paru kilometrach ukazał nam się on - Krzyżtopór! 🏰 Ruiny powstałej w latach 1627–1644 rezydencji pałacowej otoczonej fortyfikacjami bastionowymi położonej w miejscowości Ujazd. Była to największa budowla pałacowa w Europie przed powstaniem Wersalu. Kolejka do wejścia była prawie tak długa jak nasza cierpliwość, ale po parudziesięciu minutach udało nam się kupić bilety i wejść do środka. Miała to być nasza największa atrakcja na trasie, ale okazało się, że wyczekiwany obiad po zwiedzaniu był większą...😜 










Szybki posiłek, kolejne kilometry i dojechaliśmy do Sandomierza. Miejscem na nasz nocleg był wspaniały camping Browarny w samym centrum miasta. Po rozłożeniu namiotu poszliśmy podbijać sandomierski rynek 😁Spacerując uliczkami i podziwiając uroki miejscowości wypatrywaliśmy "Ojca Mateusza" i jego roweru...  😜 Na koniec obfita kolacja i regionalne piwo przyśpieszyły tylko chęć przyłożenia głowy do poduszki...








Dzień trzeci. Poranna kawa na stacji benzynowej i w drogę. Plan był prosty - trasa rysowana "palcem po mapie". Dziesięć kilometrów powrotu przez GreenVelo a później bezdroża rysowane na chybił trafił. Chcieliśmy dostać się do Szczucina, a przynajmniej w jego okolice. I udało się to całkiem nieźle. Sady, pola, maleńkie miejscowości. Cisza, spokój, my i słońce. Po przejechaniu prawie dziewięćdziesięciu kilometrów dotarliśmy do granicy województw i po przekroczeniu Wisły, znaleźliśmy na dziko nocleg na samym początku Wiślanej Trasy Rowerowej... Nie będziemy go polecać, bo niestety nie był na tyle "dziki" by spokojnego snu nie zakłócili nam lokalni "nocni spacerowicze"...











Niedziela przywitała nas mocno zachmurzonym niebem. Leniwie złożyliśmy rzeczy i ruszyli w drogę. Wiślana Trasa Rowerowa nie należała do najbardziej urozmaiconych tras jakimi było nam dane jechać. Prosto, płasko - mówiąc krótko: bez szału. Na szczęście po prawie czterdziestu kilometrach niespodziewanie trafiliśmy na przeprawę promową przez Dunajec, która była dla nas choć małą atrakcją na monotonnej trasie. Liczyliśmy na to, że prom i i zmiana szlaku zapoczątkuję nieco więcej ekscytacji. Niestety byliśmy w błędzie... Ostatnie kilometry, które jechaliśmy już VeloDunajcem praktycznie niczym nie różniły się od Wiślanej Trasy Rowerowej. Płaska ścieżka rowerowa poprowadzona wałem wzdłuż rzeki, którą mało kiedy było widać. 
Jak się okazało na końcu naszej podróży - największe emocje czekały nas dopiero na stacji w Bogumiłowicach, skąd pociągiem mieliśmy jechać do Krakowa. W pociągu przewozów regionalnych było 6 wieszaków na rowery. My mieliśmy dwa bilety rowerowe kupione wcześniej przez internet... podobnie jak czternaście innych osób czekających z nami na stacji... Lekka nerwówka, wymiana zdań z konduktorem i wpychanie rowerów, w każdą wolną przestrzeń w pociągu i jakoś udało się ruszyć. Co prawda, podróż nie należał do najprzyjemniejszych, ale na szczęście stojąc przywaleni rowerami jechaliśmy tylko niecałą godzinę...









Podsumowując całą podróż, w ciągu niecałych czterech dni przejechaliśmy 283 kilometry. Przemierzając dwa województwa (świętokrzyskie i małopolskie) nasza droga prowadziła przez trzy szlaki rowerowe - GreenVelo, Wiślaną Trasę Rowerową i VeloDunajec. I choć narzekać można trochę na ostatnie kilometry, które nie przysporzyły wielu zachwytów wizualnych, to jednak wspólny czas spędzony na rowerach będziemy wspominać jeszcze długo . . . 🚴🚴🙂





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz